niedziela, 29 listopada 2015

przezimować

Pierwszy raz z paroma słowami wyjaśnienia. Kilka wierszy, które w chaosie tworzą dziwną całość (a ta pewnie będzie jeszcze się powiększać). Kilka wierszy niedosłownych i dosłownych bardzo. Całość, która zaczyna się od pojedynczych wersów w zupełnie niepowiązanych wierszach i dochodzi do oczywistego punktu kulminacyjnego, który w tym momencie jest też końcem, chociaż już znam ciąg dalszy.


1.
zagubiona w mieście 
obijam się o obce uliczki
i przypadkowe twarze
kłaniam się z uśmiechem ludziom w oknach
szukam gwiazd w światłach samolotu
szukam ciebie w deszczu i burzy
skaczę z balkonu sto razy dziennie
zabijam się papierosowym dymem
i choć żadna ze mnie julia
i choć wiem że nie przyjdziesz
czekam
stoję
szukam cię wzrokiem
zapragnęłam tego banału
grania pod balkonem
może czekać przyjdzie na kogoś innego
i będę prosić o kilka dźwięków
jak ciebie prosić nie umiałam


2.
czerniałam listopadem
owdowiało samotne serce
leżę na zgliszczach zieleni
wdychając zapach śmierci
otępiała bez opamiętania
przechodzę kolejny kilometr żałobnej wędrówki
z każdą sekundą zbliżam się do ciebie
ze świadomością że nie czekasz
liczę litery spisane z uwagą

oczerniała listopadem chodzę boso
po rozgrzanym asfalcie twojego miasta
chowam twarz za piegami
w środku lata widzę tylko czerń
(i być może już nie chodzi o ciebie)


3.
przemknęły nam ciepłe noce
przemknęły spacery po rozgrzanych ulicach

w tych ostatnich dniach sierpnia
w twoich ostatnich dniach tutaj

zalewa jesienią wiatr i deszcz
zalewa nasze włosy i serca


4.
mogłam być twoją ewą
twoim pierwszym grzechem
zamiast tego
ty stałeś się moim
pierwszym bólem w tym mieście


5.
nie będę twoją ewą czerwonym kapturkiem
nawet julią nie będę
chociaż mam balkon
na dobre wspomnienia też nie zasłużyłam

a mogłam być tym wszystkim
i czymś więcej
mogłam być najlepszą sobą
ale poznałeś mnie najgorszą
i już nie wrócisz


6.
stałeś pod moimi drzwiami
(nie)czekając na mnie
stałam na balkonie
(nie)wyglądając ciebie
mijaliśmy się na ulicach
(nie)zauważeni
żegnaliśmy się raz po raz
(nie)wzruszeni


7.
kocham
beż żadnego ale
                    pomimo
                    dlatego że
kocham
po prostu

środa, 11 listopada 2015

#44 (05.08.15)

po dziewięciu miesiącach
rodzę żałobne dziecko
tysiące innych spływa z moich oczu
kolejne przewracają się w brzuchu

gubię i odnajduję cię na nowo
szamana ukrytego w gwiazdach

nurkuję w katakumbach

żar przyklejony do mojego ciała

znów przeklinam los
bo nie chcę tego dziecka

środa, 29 lipca 2015

Słońce i Księżyc (23.04.15)

kiedy umarłeś spadło najjaśniejsze ze słońc
zapadła się moja galaktyka
wchłonięta przez czarną dziurę nicości
jaka po to tobie została
ciemna jak twoje oczy
w które nie mogłam spojrzeć

skostniałe dłonie pachną melodią zimy

klepsydra odmierzy 6 miesięcy
i zapłonie nowe ognisko
rozpalone w noc moich narodzin
i ja urodzę się na nowo
przecierając oczy ze zdziwienia

księżyc ukołysze mnie do snu
bo ogrzewa może lepiej niż słońce
o ile wiesz jak to ciepło znaleźć
a jego światło przebije się przez ciemność
czarnych dziur w moich oczach

niedziela, 31 maja 2015

#42

rozmawialiśmy wczoraj o zwierzętach

miałem legwana i zdechł
chyba kupię szczura bo mądry
chcesz inteligentne zwierzę
chcę
kup sobie kruka

(kruka kurwa
kruka
żeby codziennie pogłębiał moją żałobę
czernią swoich piór
kruka
w którego oczach będę widziała
odbicie zaświatów
kruka
który wydziobie mi na nowo
ledwo złożone serce)

boję się ptaków
powiedziałam
i zapiłam swą rozpacz jabłkowym cydrem

czwartek, 21 maja 2015

#41

lśniące w słońcu krople deszczu
jak iskierki przecinające powietrze
zupełnie nie jak deszcz wyglądające
jakby wystawić rękę za okno
jestem pewna
że poparzyłyby dotkliwie
a może to drobinki złota
wydostały się z garnka z końca tęczy
i pada prawdziwy złoty deszcz
iskierki odbijają się w moich oczach
i mimo że to woda przecież
czuję się bogatsza od samego patrzenia
chociaż biedna jestem dalej jak mysz kościelna

niedziela, 15 marca 2015

Niedźwiedzica

jesteś drapieżnikiem
rozrywasz pazurami moją nieśmiałość
(i wstyd)
wzywasz do walki
stajesz naprzeciw i zadajesz cios
patrzysz na moją reakcję

pazury rozrywają kolejne warstwy moich sekretów
(i kłamstw)
z moich oczu nie lecą łzy

sama
z zaciekawieniem przyglądam się sobie

ostre zęby wbijają się w mięsień sercowy
hamuję łzy

odpuszczasz
stoisz z pyskiem umazanym moją krwią
a ja czuję ulgę
łapię oddech - tak dobrze jest żyć!
stoję naga z wnętrznościami na wierzchu
liżesz moje ciało
opatrujesz krwawe rany silnym uściskiem
i łagodnym spojrzeniem
rękę trącasz nosem

kolejna walka już niedługo
nie założę pancerza
żeby pazury lepiej wbiły się w moje lęki
wyrywając je jak chwasty
z duszy
zostawisz korzenie
bo nawet twoje pazury nie sięgną tak głęboko

rozpościeram skrzydła i wznoszę się
polując na robactwo w głowie

moje pazury stają się ostrzejsze

piątek, 6 marca 2015

La Loba

zostanę zbieraczką kości
tylko po to żeby stworzyć z nich ciebie
nie miej mi za złe
że nie będą to ludzkie kości
(jeśli wolisz zdobędę i takie)

miną lata zanim nadam ci odpowiedni kształt
to nic to nic
w końcu przywrócę cię do życia dawną pieśnią
staniemy ze sobą twarzą w twarz
a dwa czarne węgielki w oczodołach
(jak u bałwana)
zaiskrzą się na mój widok
staniesz sam przed sobą jak potwór Frankensteina
poruszysz niezgrabnymi dłońmi
jakby sprawdzając czy będą potrafiły grać
zaczniesz skakać dziko
chwycisz mnie za ręce i zatańczymy salsę
choć pewnie nie będziemy w Hawanie
ucałujesz mnie w czoło
nie jak kochanek lecz jak dziecko
całujące matkę przed wyruszeniem w drogę
i biegiem
czym prędzej
ile sił w krzywo złożonych nogach
popędzisz na spotkanie ze swą ukochaną
by węgielki mogły zapłonąć

ach
mogłam to przewidzieć
i dać ci skrzydła żebyś szybciej dotarł
żeby nie musiała dłużej czekać na ciebie

wrócę do swej nory
do resztek kości które zostały
wrócę do wilków i lisów
do nagiego księżyca
a sowa znów przysiądzie na mym ramieniu
(nie zapłaczę za tobą kolejny raz)

środa, 4 lutego 2015

Nagie kobiety

tabun nagich kobiet w towarzystwie wilków
pojawił się dziś u moich drzwi
ściągnęłam ubrania i wyszłam do nich
w ich oczach było zrozumienie - wszystkiego
"kochamy cię taką jaka jesteś, bo jesteś jedną z nas"
mówiły bezgłośnie
wilk zawył - czas ruszać
obejrzałam się by spojrzeć ostatni raz na swój dom
zobaczyłam las
to ja jestem swoim domem
to serca innych dają mi ciepło
nie potrzebuję betonowego pudełka by ogrzać dłonie

kobiety siedziały w kręgu
dopiero teraz zauważyłam że wszystkie wyglądają tak samo
czy ja też tak wyglądam?
chcę zobaczyć swoje odbicie w tafli jeziora
mam twarz tysięcy kobiet
ich boleści
ich radości
złamanych serc nienarodzonych dzieci
pierwszego słowa
ostatniego pożegnania
widzę kobiety wszystkich ras
uśmiechnięte naturalną dzikością
to ciągle moja twarz?
twarz moich poprzednich wcieleń albo pramatek
twarz sióstr
twarz przyszłych bogiń

wracam do nagich kobiet
siadam w kręgu blisko ogniska
nie czuję jego ciepła
nie czuję chłodu nocy
kobiety chwytają się za ręce zamykają oczy
kołyszą się do melodii szumu drzew
melodii wycia wilków nocnego pohukiwania sów
jedność pomiędzy ciałami
noszę w sobie wszystkie waleczne serca
słyszę wszystkie łzawe prośby
współodczuwam współcierpię współistnieję

chodź
połóż dłoń na mojej piersi
poczujesz drżenie ziemi pod kopytami rozpędzonych koni
mój szept jest huraganem na polach twoich skroni
w mojej łzie zatopiona Atlantyda twoich błędów
mój dotyk rozpala ogniska twojego pożądania
możesz żyć z tysiącami twarzy które noszę?