niedziela, 15 marca 2015

Niedźwiedzica

jesteś drapieżnikiem
rozrywasz pazurami moją nieśmiałość
(i wstyd)
wzywasz do walki
stajesz naprzeciw i zadajesz cios
patrzysz na moją reakcję

pazury rozrywają kolejne warstwy moich sekretów
(i kłamstw)
z moich oczu nie lecą łzy

sama
z zaciekawieniem przyglądam się sobie

ostre zęby wbijają się w mięsień sercowy
hamuję łzy

odpuszczasz
stoisz z pyskiem umazanym moją krwią
a ja czuję ulgę
łapię oddech - tak dobrze jest żyć!
stoję naga z wnętrznościami na wierzchu
liżesz moje ciało
opatrujesz krwawe rany silnym uściskiem
i łagodnym spojrzeniem
rękę trącasz nosem

kolejna walka już niedługo
nie założę pancerza
żeby pazury lepiej wbiły się w moje lęki
wyrywając je jak chwasty
z duszy
zostawisz korzenie
bo nawet twoje pazury nie sięgną tak głęboko

rozpościeram skrzydła i wznoszę się
polując na robactwo w głowie

moje pazury stają się ostrzejsze

piątek, 6 marca 2015

La Loba

zostanę zbieraczką kości
tylko po to żeby stworzyć z nich ciebie
nie miej mi za złe
że nie będą to ludzkie kości
(jeśli wolisz zdobędę i takie)

miną lata zanim nadam ci odpowiedni kształt
to nic to nic
w końcu przywrócę cię do życia dawną pieśnią
staniemy ze sobą twarzą w twarz
a dwa czarne węgielki w oczodołach
(jak u bałwana)
zaiskrzą się na mój widok
staniesz sam przed sobą jak potwór Frankensteina
poruszysz niezgrabnymi dłońmi
jakby sprawdzając czy będą potrafiły grać
zaczniesz skakać dziko
chwycisz mnie za ręce i zatańczymy salsę
choć pewnie nie będziemy w Hawanie
ucałujesz mnie w czoło
nie jak kochanek lecz jak dziecko
całujące matkę przed wyruszeniem w drogę
i biegiem
czym prędzej
ile sił w krzywo złożonych nogach
popędzisz na spotkanie ze swą ukochaną
by węgielki mogły zapłonąć

ach
mogłam to przewidzieć
i dać ci skrzydła żebyś szybciej dotarł
żeby nie musiała dłużej czekać na ciebie

wrócę do swej nory
do resztek kości które zostały
wrócę do wilków i lisów
do nagiego księżyca
a sowa znów przysiądzie na mym ramieniu
(nie zapłaczę za tobą kolejny raz)